Mam wrażenie, że jest strasznie dużo książek gdzie on jest silny, ma wszystko, a ona jest biedna i skrzywdzona. Może to dlatego, że podświadomie nadal marzymy o kimś kto nas uratuje i zmieni świat? Tylko, że książe na białym koniu zmienił się w mrocznego mafioza. To dość znany wątek, jednak tutaj bardzo pozostanie mnie Tak właśnie poznałam Artura – mojego rycerza na białym koniu, co powtarzam matce do dziś, a ona tylko przewraca oczami i wieszczy mi nieszczęścia niczym sama Kasandra. Wtedy jednak nie pojawiła się jeszcze na scenie, zajęta zbieraniem plotek po wsi i monitorowaniem objazdu, więc mieliśmy dość czasu, aby przysiąść w cieniu Już 25 października nakładem wydawnictwa Initium do księgarń trafi najnowsza powieść Adama Dzierżka pt. „Na białym koniu” będąca niepokojącym thrillerem psychologicznym z elementami gore, który przeniesie czytelników w gęstą atmosferę zagrożenia i niepewności, gdzie zacierać się będą granice moralności, a psychika M.S. Force Wydawnictwo: Amber Cykl: Quantum (tom 5) literatura obyczajowa, romans. 288 str. 4 godz. 48 min. Szczegóły. Inne wydania. Kup książkę. Bestsellerowa seria Quantum. Było Pragnienie, Kuszenie, Spełnienie. Była i Ekstaza. Cóż jeszcze pięknego, zmysłowego i romantycznego może się wydarzyć w studiu filmowym Quantum? Sen o białym koniu jest dobrym snem, mówi on o tym, że śniącemu uda się uporządkować swoje życie, zarówno w kwestiach finansowych, jak i w sferze duchowej. Zatem sen o białym koniu będzie odnosił się do życia zawodowego, jak i rodzinnego. W sferze zawodowej taki sen zapowiada powodzenie w interesach, wskazuje, że to dobry czas SZUKAM KOGOLWIEK Z WAS do 19 Przypominam : Szukacie mnie w województwie mazowieckim Wy piszecie : Po co mi książę na białym koniu Ja kończę : i złoty SZUKAM KOGOLWIEK Z WAS do 19 Przypominam : Szukacie mnie w województwie mazowieckim Wy piszecie : Po co mi książę na białym koniu Ja kończę : i złoty pałac. 2lDTx. Zawsze czekam na to, żeby na polskiej scenie politycznej zjawił się ktoś – czy to deus ex machina, czy niczym hiszpańska inkwizycja – kto wniesie nowy powiew, albo jakieś miękkie poduszki, albo coś, czego nikt się nie spodziewa. Nie oszukujmy się – mimo różnorodności postaw prezentowanych na scenie i poza nią, ma człowiek nieznośne wrażenie, że kręcimy się w kółko, wierni głęboko wpisanej w nasze kulturowe DNA tradycji chocholego tańca. Tańca, który językiem poetyckim opisuje doświadczenie traumatyczne, które teraz bada się na poziomie neurobiologii i epigenetyki. Wiru nie da się przerwać od środka, z centrum. To, co przerywa traumę, jest zawsze eks-centryczne. Zostawmy jednak ekscentryczność dla ekscentryczności jutuberom głodnym lajków i subów, bo tak zaprogramowane jest pole, na którym próbują orać i coś uorać, powiedzmy wprost, że nie chodzi o novum czy o skandal, chodzi o przytomność elementarną, tę samą, której brak spowodował, że cham złoty róg zapodział. Świat oderwany od korzeni, pędzący na złamanie karku szuka wciąż kolejnych wstrząsów, które mają go ocucić, ale najczęściej nie cucą. Czekałam zatem na głos cucący, widzący realne wyzwania i gotowy do odpowiedzialnego się z nimi skonfrontowania. I oto niespodzianka, 3 maja 2019, w rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 Maja, pierwszej konstytucji Europy, podczas uroczystości w Auditorium Maximum UW, przed przemową Donalda Tuska, wówczas przewodniczącego Rady Europy, wystąpił Leszek Jażdżewski, niepolityk, kapitan Liberté, publicysta. Postać wyrazista, ale nieznana aż tak powszechnie. Zatem szmer niepokoju. Co do wyboru. Lecz przecież nie wtargnął na scenę sam, na białym koniu, został zaproszony, namaszczony, wyznaczony do aktu supportu. I zaczął w wielkim stylu. Auditorium Maximum zapełnione panami w mundurach garniturach, same ważne persony, powaga historyczna, panie też oczywiście obecne, ale to twarze panów rejestruje kamera, jak zareagował Tusk, czy się krzywił, czy zasnął Schetyna, czy klaskał Kosiniak. Jońskie kapitele na wejściu, po stajni urządzonej tu przez hitlerowców ni śladu. Najlepsza polska Alma Mater. A Leszek Jażdżewski w pierwszym zdaniu leci na latającym dywanie do Kaliforni, do Los Angeles, do Coliseum, na jeden z największych stadionów na świecie, zabiera nas w podróż w czasie, do roku 1981, roku stanu wojennego, na koncert Rolling Stonesów, podróżować, podróżować jest bosko. Pewnie dla wielu panów siedzących na auli Mick Jagger to jest gość, może nawet pamiętają koncert Stonesów w Warszawie w 1967 roku. I Jażdżewski opowiada, że przed Stonesami w 1981 wystąpił mało znany muzyk, jeszcze nie gwiazda, Prince, urodzony jako Prince Nelson, czyli nie książe z własnego nadania, lecz z imienia wpisanego w akcie urodzenia. A że Prince miał na sobie, jak twierdzi Jażdżewski, czerwone, koronkowe bikini i prochowiec, zadziałał na fanów Stonesów jak płachta na byka i został natychmiast obrzucony błotem, wyzwiskami oraz warzywami. Jażdżewski mówi o warzywach, sprawdziłam, basista Prince’a twierdził, że na scenę wleciały głównie butelki, wielki pieczony kurczak, oraz że oberwał w ramię grejpfrutem. Swoją drogą to ciekawe, że ludzie zabierają ze sobą na koncert, oprócz wyzwisk, które zawsze mają w rękawach pochowane jak asy, pieczone kurczaki, owoce oraz warzywa. Warzywa można przynajmniej pozbierać i ugotować z nich zupę, bo z jadem, który wysączył się w kierunku Jażdżewskiego, to już więcej zachodu. Wiadomo, że jad może być trucizną, ale też lekarstwem, wszystko jest kwestią proporcji, tyle że jesteśmy dziećmi narodu, który nie słynie z aptekarskiego kunsztu i bardzo lubi wszelkiego rodzaju nadmiar. No i za co się Jażdżewskiemu oberwało, bo oberwało mu się solidnie, co zresztą przewidział, bo ma chłopak dobry wzrok i wyczucie tempora i mores, czy raczej temporum i morum. Oberwało mu się nie natychmiast, do Auditorium nikt nie wniósł wszak warzyw. Za co mu się oberwało, to wielce interesująca sprawa. Otóż książę powiedział, że król jest nagi, a Kościół Katolicki stracił w Polsce mandat do tego, żeby sprawować funkcję sumienia narodu. Następnie przeszedł do innych tematów, które przez wszystkich krytyków, którzy później rzucali kalumniami i wiadra pomyj wylewali, zostały pominięte milczeniem. Powiedział, że źródło nadziei bije w Polkach. Powiedział, że wierzy, że na sali siedzi przyszła prezydentka Polski. Powiedział, że jak siedzi na placu zabaw ze swoim 2,5-letnim synem, to czuje, że jego i wszystkich innych rodziców, niezależnie od poglądów, łączy miłość do dzieci, troska o ich bezpieczeństwo i przyszłość. Powiedział o tym, że polityka musi stawić czoło nowym wyzwaniom: rewolucji cyfrowej, zmianom ekologicznym i energetycznym, migracjom i skutkom globalizacji. Niestety tych słów chyba już nikt nie słuchał, tak jak fani Stonesów nie słuchali muzyki Prince’a, tylko skupili się na czerwonym bikini. Czerwonym bikini, płachtą na byki z zawodowej polityki było powiedzenie, że Kościół się chwieje. No i teraz pytanie, niezależnie od tego, czy to komuś w smak, czy nie w smak, czyż nie jest to prawda? Bo przecież nie tischnerowska gównoprawda. Tylko, że chyba powiedział tą prawdę w Kontekście W Jakim Jej Nie Wolno Mówić i odpowiedzi zabrzmiał hymn napisany już w 1898: Huha, hopsa, każdą myśl nową witamy Krzyżem Pańskim, precz z geniuszem Europy farmazońskim i szatańskim. Siła tego stwierdzenia była tak wielka, że podmuch doleciał nawet do mnie. Co rusz w jakiejś rozmowie czy też facebookowej wymianie nadziewałam się na szpikulce wycelowane w Jażdżewskiego i nawet na hipotezy, że to przez niego KO przegrała wybory, że wlazł do trojańskiego konia i pomógł wykatapultować kraj wstecz. Pomyślałam, ot, absurd. I zaczęłam, wpierw nieśmiało, a potem coraz odważniej temat badać. No i w kategorii hot or not, Jażdżewski był zdecydowanie hot, skoro na przykład dyrektor znanej polskiej spółki SA dzwoni do mnie w środku dnia i poświęca godzinę swojego cennego czasu na rant Jażdżewskiego, w trakcie którego ja rozwieszam pranie i próbuję naprawdę zrozumieć, w czym rzecz i o co biega. Jestem bojownikiem itoito, walczę o prawa alternatyw nierozłącznych, staram się pokazać zwolennikom “albo-albo”, że świat jest często większy i pojemniejszy, niż by się mogło zdawać. Ale to jest akurat dość rzadka sytuacja, w której mamy do czynienia z “albo-albo” i nie da się mieć obu grzybów w barszczu. Albo będziemy się trzymać iluzji, że Kościół w takiej kondycji, w jakiej jest obecnie, może być żaglem i sterem, albo staniemy w miejscu, gdzie bije źródło nadziei. Albo będziemy spójni, albo będziemy chcieli uprawiać podszyte fałszem realpolitik. W tym wypadku odpada bilokacja. Ślepe zapatrzenie w Kościół skutkuje niedowidzeniem. Skutkuje sklejeniem, którego wytknięcie powoduje ból, jakby komu ktoś odrąbywał siekierą rękę. A przecież nic takiego się nie dzieje. Nie można mieć arcypatriarchalnej instytucji połączonej z państwem miłosnym węzłem i liczyć na to, że państwo podryfuje w kierunku wysp szczęśliwych. A swoją drogą czas patriarchatu się w Polsce skończył, co ogłosiła Tanna Jakubowicz Mount 4 października 2016 roku, ale oczywiście, kto by jej tam słuchał. I nie są to słowa wymierzone w Kościół. Kościół jako wspólnota wierzących przetrwa wszystkie burze, pewnie będzie mniejszy, mniej spuchnięty, pewnie będzie głównie miejscem spotkania wiernych, a nie pozorantów, którzy zamiast miłości chrystusowej w sercu mają głód władzy. Dni władzy Kościoła Katolickiego – jako instytucji – w Polsce są policzone. Czasy dla Kościoła żywego są zawsze sprzyjające, kapłani nie powinni się lękać, nie o nich mówił Jażdżewski. Bardzo do mnie trafia, całkowicie pominięta przez panów krytyków i nieliczne panie krytyczki, sytuacja z placu zabaw, na którym Jażdżewski spędza czas z synem. Jako stała bywalczyni placów, na których zdarza mi się czasem zderzyć z panią prezydent mojego miasta bawiącą się tam z córką pod czujnym okiem ochrony, uważam, że perspektywa na świat, jaka roztacza się z piaskownicy, jest niezwykle wzbogacająca. I nici porozumienia, jakie się nawiązuje z tak zwanymi “obcymi” wokół spraw fundamentalnych i łączących, zaiste są złotymi nićmi. I jeśli panowie prezesi, przewodniczący, posłowie i dyrektorzy nie wiedzą o czym mówię, bo spędzają za dużo czasu w garniturach i w klimatyzowanych pomieszczeniach, to zapewniam, że place zabaw stoją otworem. Wypijmy zatem za przytomność i trzeźwość, a Leszkowi Jażdżewskiemu radzę się uważnie przyglądać, bo tak jak Prince w 1981 roku był nikomu nieznanym gościem w bikini, to już w 1984 stał się ikoną swoich czasów. —- PS. Prince urodził się w Minneapolis, które dziś płonie, czyli był spoza artystycznych centrów i zawsze pozostał synem swojego miasta. Tutaj bardzo ciekawa rozmowa Davida Bowie z 1983 roku na temat tego, dlaczego MTV pokazuje tak mało czarnych artystów. Fragment poświęcony Prince’owi zaczyna się w 1:50. PS 2. – Zarzutem, który często słyszałam, jest to, że Jażdżewski nie zrozumiał swojej roli, ponieważ miał supportować Tuska. Otóż w moim świecie porównanie Tuska do Micka Jaggera oraz podkreślenie jego związków z romantyzmem, przy szacunku dla realizmu jest największym komplementem, jaki można politykowi polskiemu dać, i nawet jeśli jest odrobinkę na wyrost, to ufam, że został powiedziany w najlepszej wierze. PS 3. „Huha, hopsa, każdą myśl nową witamy Krzyżem Pańskim, precz z geniuszem Europy farmazońskim i szatańskim” to z wiersza Patryota, Kazimierza Przerwy-Tetmajera. foto Prince’a – Randee St. Nicholas Tasiemiec. Pewnie niektórzy już wyobrażają sobie pewnego pasożyta, wywołującego wiele przykrych komplikacji w życiu człowieka (który bywa również „idealnym” sposobem na zrzucenie zbędnych kilogramów). Macie w głowach to paskudztwo? W takim razie przepraszam, ale mam co innego na myśli. Telenowela. Brzmi już lepiej?Właśnie – telenowela. Nie tak dawno szalało się na punkcie „Zbuntowanego anioła”, który idealnie pasuje do tej terminologii, gdzie losy bohaterów wywoływały u nas szybsze bicie serca (sama aż tak nie szalałam, ale moja kuzynka – owszem). Obecnie najpopularniejszym z nich jest „Moda na sukces”, czyli serial uwielbiany przez starszą widownię, który… cóż… nie ukrywajmy – jakością nie grzeszy, a brat kogoś tam z rodziny tych, co z tamtymi są skłóceni, bo jeszcze inni od lat rywalizują z tymi, bo tamtych rodzina… Można się pogubić, ale nikt nie powie, że nic się nie dzieje. Poza tym, skąd to nawiązanie do tasiemca, skoro mowa o książce? Zaraz wszystko opowiem!NASZE ŻYCIE JEST JAK SERIAL… TO DOBRZE CZY ŹLE?W trakcie przeglądania opinii na pewnym portalu literackim odnalazłam wypowiedź, iż „Ćma” jak nic przypomina telenowelę w formie papierowej, nadającą się do przeniesienia na małe ekrany. I przyznam, że mogę złożyć podpis pod tym stwierdzeniem. W tej książce nie zabrakło pędzącej na łeb, na szyję akcji, gdzie nie zdążysz odetchnąć, a bohaterowie już muszą stanąć twarzą w twarz z kolejnymi niespodziankami. Pospolite życie przeplata się z niecodziennymi, niekiedy prawie odrealnionymi zdarzeniami, co nadaje temu tempa i daje powód, aby chcieć lecieć z tym dalej. Odkrywać, kawałek po kawałku, to, co znajdziemy tuż za rozdziałowym rogiem, wyszukując kolejnych wskazówek do tego, co zaraz „stanie” nam przed oczyma. A akurat tych znajdziemy trochę, gdyż tej książce nie można odmówić przewidywalności. Nieraz umiałam przewidzieć dalsze kroki bohaterki, nim ta w ogóle wpadła na takowy pomysł. Miałam wrażenie bycia o krok przed nią, co z jednej strony cieszyło, bo mogłam pochwalić się dobrą dedukcją i w myślach odstawić taniec zwycięstwa, ale z drugiej… Bywały momenty, gdzie wypowiadałam głośne „O”, ale je zdołam zliczyć na palcach jednej ręki. No dobra, obu rąk, ale to i tak o wiele za myślenie i przetarte schematy. Każdy z tych elementów jest poniekąd potrzebny, aby móc to wyewoluować na coś lepszego, zachwycającego, lecz „Ćma” ma to do siebie, że często pozostaje obojętna na eksperymentowanie. Autorka pozostaje przy tym, co jest znane i rozpowszechniane. Niekiedy coś innego wyskakuje, ukazuje swe oblicze, lecz niekiedy bywa rozmazane. Nie mówię tutaj, że to, co tutaj pani Ewa Los przedstawia to przerysowana prawda czy fałsz. Wiem, że takowe historie mogą mieć odniesienie w rzeczywistości. Ile jest kobiet, które podążają za ukochanymi, wierzą w to, iż ci nie będą nalegać na nic oraz że nic nie będzie stawać na drodze do szczęścia obojga, lecz nie zawsze słowa niosą ze sobą prawdę. Wiedza wyniesiona z domu często bywa drogowskazem i to ona zdaje się dyktować warunki. Tym samym warto pamiętać o tym, nim rzuci się wszystko, aby biec w objęcia piękna, kiedy złowrogie szepty czekają na moment, aby rozwinąć macki. Ale dzięki temu „Ćma” udowadnia, że serce musi współpracować z umysłem. Trzeba wiedzieć, kto postawić granice, by przypadkiem jezioro przyszłości nie zmieniło się w bagno da się również nie uchwycić tego, jak autorka pragnęła podkreślić różnice, jakie widnieją między Europą a krajami Bliskiego Wschodu. Kultura, historia czy tradycje, znacznie drastyczne, przecinają się, wywołując spięcia po obu stronach. Część z nich można podciągnąć pod te właśnie schematyczne, gdzie informacje o nich znajdzie się dosłownie wszędzie. Jednakże raz jeszcze widzimy, iż możemy pokonywać bariery, lecz pewne wierzenia oraz stereotypy pozostaną, powodując, że narastają dylematy oraz liczne pytania, nie zawsze dążące w dobrym W ŚWIAT, CHCĘ CZEGOŚ WIĘCEJ DLA SIEBIE!Bohaterowie to jeden ze słabszych elementów tej książki. Jak sama historia jeszcze jakoś wkręcała, przez co czytanie tego kolosa nie bywało tak często utrapieniem, tak pojawiający się tutaj ludzie umieli jedynie irytować. No, może nie wszyscy, ale jednak…Zacznę może od gwiazdy wieczoru, a mianowicie Marty, powoli zbliżającej się do bariery -dzieścia nastolatki, która już zdążyła się pogubić. Oblana matura, liczne zakrapiane imprezy, częste zmiany seksualnych partnerów – to tylko skromna lista tego, co miała za uszami. Dlatego też nie dziwne, że pomysł obecnego partnera przypadł jej do gustu, lecz kiedy plan nie wypalił, przez co nastąpiły komplikacje, w głowie tej zdziecinniałej dziewczyny pojawiały się wątpliwości. Miewała przebłyski inteligencji, które pojawiały się również w dalszej części książki, lecz nie zmienia to faktu, że ta krnąbrna nastolatka nadal w niej siedziała, nieraz dając popis. A to sprawiało, że nie byłam w stanie wytrzymywać jej zachowania. Liczne kłótnie z ukochanym Mikailem (który także nosił w sobie zalążek zbuntowanego, niezdecydowanego dzieciaka), jej arabskim „księciem” prawie wiecznie o jedno i to samo wykańczało. Już więcej cierpliwości miałam do pojawiających się dzieci, choć nie każde z nich wywoływało u mnie uśmiech. Ogólnie prawie każdy, kto przewinął się na życiowej ścieżce, powodował zgrzytanie zębami, zaciskanie palców w szpony czy donośne prychnięcia, co owocowało odkładaniem książki na bok. Irytacja. Głęboka irytacja, jakiej nie przeżywałam nawet wtedy, gdy kurier wesoło oznajmił, że przesyłka zostaje zawizowana, bo nikogo nie ma w domu, gdzie siedziałam w nim od rana. Jest porównanie, prawda? Tym samym raz jeszcze podkreślę, że miałam do czynienia z dorosłymi ludźmi, lecz nie z dojrzałymi. No dobrze… U Marty jeszcze mogę podkreślić to, że pragnęła bezinteresownie pomagać, co nie zawsze kończyło się dobrze, ale sama chęć wspierania tych, którzy tego potrzebowali, jest godna podziwu! Jednakże nie da się nie zauważyć tego podobieństwa do tytułowej ćmy, pędzącej w stronę światła, gdzie jej los często bywa w strzępach…Skoro wspomniałam o tych bohaterach, którzy są warci uwagi, to warto ich przedstawić. Laila, młodsza siostra Mikaila stanowiła koło ratunkowe w tej wodzie. Kiedy tylko się pojawiała, chociaż na moment mogłam zapomnieć o licznych dramach i skupić się na tym, co ta młoda, a zarazem dojrzalsza od reszty dziewczyna ma do pokazania. Jej odmienność, chęć podążania inną ścieżką, były światełkiem w tunelu, do którego powinna podążać nasza Martowa ćma. Drugą z takich postaci był Jeremiasz, przyjaciel Marty. Popełnił ogromne głupstwo, za co srogo zapłacił, jednakże jego chęć pomocy oraz logiczne myślenie nieraz ratowało prawie że pogrążoną scenę. Taki głos rozsądku w tym chaosie. W połączeniu z Lailą mógłby wiele zdziałać, naprawdę. Jednak nieco stłamszeni, mogliby jedynie krzyczeć, a i tak ich słowa nie docierałyby we właściwe „Ćma” to jedna z tych książek, do których trzeba uzbroić się w tonę cierpliwości, jeżeli telenowelowe życie nie jest tym wymarzonym i tego typu historie omijacie szerokim łukiem. Pełna życiowych zdarzeń, gdzie takowe mogą znaleźć odniesienie w rzeczywistości, pochłaniająca na wiele godzin, lecz nie wypada od niej wymagać cudów. Ot, co – idealna w letnie skwary, kiedy brakuje czegoś lżejszego i mało wymagającego umysłowo. Z bólem serca oznajmiam, że gdyby nie styl pisania autorki, bez wahania obniżyłabym ocenę. PrzepisyPowrót do listy niedziela, 6 listopada 2016 Książe na białym koniu 5 bananów2 szklanki kostek lodu4 łyżki lodów śmietankowych4 łyżki serka homogenizowanego śmietankowegoCukier puder2 tabliczki czekolady mlecznejOwoce sezonoweListki miętySposób przygotowania:Banany obieramy i kroimy w naczynia wkładamy do naczynia kostki lodu, serek homogenizowany oraz trakcie blendowania dodajemy cukier puder według rozpuszczamy w kąpieli czekoladę przelewamy do naczynia i polewamy gorącą dekorujemy owocami sezonowymi i listkami mięty. Komentarze (0)pokaż wszystkie komentarzeukryj najgorzej ocenianepokaż wszystkie komentarzePomoc | Zasady forumPublikowane komentarze sa prywatnymi opiniami użytkowników portalu. TVN nie ponosi odpowiedzialności za treść artykuł:Wspomnienie małej dziewczynki Anny Winiarskiej (Opole) 25 maja 2014 roku, godz. 00:14 0,0°C 16 stycznia 2010 roku, godz. 23:42 213,9°C 17 kwietnia 2010 roku, godz. 12:05 59,5°C 16 czerwca 2010 roku, godz. 23:12 55,6°C 24 sierpnia 2010 roku, godz. 23:17 75,9°C 12 maja 2010 roku, godz. 2:07 8,1°C Żegnaj mój Książe... 27 marca 2011 roku, godz. 14:50 16,5°C Chora 8 sierpnia 2012 roku, godz. 11:16 27,9°C 18 października 2012 roku, godz. 22:00 4,0°C 20 listopada 2012 roku, godz. 19:39 6,4°C Księżniczka 7 stycznia 2013 roku, godz. 23:29 1,9°C 13 maja 2013 roku, godz. 15:37 24,3°C 7 sierpnia 2014 roku, godz. 15:16 9,7°C האַרבסט 12 czerwca 2018 roku, godz. 15:41 0,0°C 31 grudnia 2021 roku, godz. 17:15 11,5°C Wyszukiwarka Gdyby tylko owoc Twoich przemyśleń zechciał się skrystalizować w postaci aforyzmu, wiersza, opowiadania lub felietonu, pisz. W przeciwnym razie godnie milcz. Teksty z frazą: książe na białym koniu 9 990 tekstów Wszystkie teksty, str. 13 Wpis ten dedykuję kobietom, które czekają, albo właśnie znalazły swojego KSIĘCIA NA BIAŁYM KONIUMoje odkrycia mogą Cię zasmucić i zezłościć – zdaję sobie z tego sprawę. Mnie też kiedyś bardzo bolały. Ale ostatecznie zaprowadziły i wciąż prowadzą do wolności serca. Dały motywację, by przyjrzeć się swojemu sercu i zrobić porządek z nieuporządkowanymi pragnieniami. I NIE, nie uciekać od nich! Nie, nie zamykać się w wieży jak księżniczka! Dały motywację, by przewartościować kilka rzeczy, zdjąć niepotrzebne ciężary ze swoich pleców i bardziej patrzeć w kierunku Nieba, niż rozczarowania sprawił, że zaczęłam kierować swe pragnienia we WŁAŚCIWĄ Książę. Na początek dwa słowa o NIM. Tym wymarzonym. Książę nie dokona cudu, który sprawi, że Twój świat nagle zawiruje. Książę nie spełni Twoich potrzeb emocjonalnych. Książę nie uzdrowi Twojego złamanego serca. Książę nie da Ci poczucia bezpieczeństwa do końca życia. Książę nie jest tym najprzystojniejszym Alvaro z ulubionego Odpowiedź jest trywialna, a zarazem dość NA BIAŁYM KONIU NIE tak, po prostu. Bajki to fikcja, choć bardzo piękna. Scenariusze komedii romantyczne też bardzo dobrze się sprzedają. Życie setek mężatek (nawet tych wierzących) niekoniecznie odzwierciedla teraz ich wielki dzień ślubu, kiedy to wszystko wyglądało tak pięknie. Nawet wytrwali w potem jakoś coraz trudniej. Inne mężatki nierzadko cierpią z powodu samotności, braku satysfakcji seksualnej, czy frustracji związanej z wychowywaniem dzieci, lub ich braku. Jeszcze inne żyją samotnie z powodu śmierci że każda kobieta zmaga się z tą pokusą, która dotknęła pierwszą Ewę.„Ku mężczyźnie będziesz kierowała swe pragnienia, a on będzie panował nad tobą”… Por. Rdz 3,16Przekleństwo kobiecego przekleństwoDramat. Pokusa ubóstwienia LUDZKIEJ miłości. Ubóstwienia CZŁOWIEKA. Chłopaka, narzeczonego, czy męża. Taka kobieta, nawet jeśli poznała Jezusa (sic), może wciąż żyć w sercu z marzeniem, że będzie tak naprawdę szczęśliwa, KIEDY wyjdzie za mąż..No dobrze, ale czy nie o tym mówi Biblia?! Że jesteśmy stworzeni dla siebie nawzajem? Przecież „mężczyzną i kobietą stworzył ich”!Jak najbardziej! Jesteśmy dla siebie stworzeni. Przecież to sam Bóg zaplanował małżeństwo. Ale NAJPIERW jesteśmy powołani do tego, by kochać Boga z całego serca, i z całej duszy i z całej myśli swojej i z wszystkich sił..!A kobieta, dla której Bóg nie jest NAJWAŻNIEJSZY, zaczyna się trudności z powiedzeniem STOP,z wyznaczaniem jasnych GRANIC,i chronieniem samej siebie przed nieodpowiednimi w iluzji, że może po ślubie on się zmieni! Albo nawróci! A może ja go nawrócę! Ja go URATUJĘ! Przecież jest taki biedny. Taki niezdecydowany. I zaczyna (często nieświadomie, w swej dobroci! ) grać jego mamusię, kierownika duchowego tudzież – cecha iście marzyła, żeby mieć u boku Bożego Wojownika, zdecydowanego i mądrego mężczyznę, który wie czego CHCE, podejmuje DECYZJE i ponosi za nie pełną odpowiedzialność. Kiedyś marzyła, żeby on ją chronił… dziś zgadza się na MINIMUM I przestaje się marzyła o czystej miłości, dziś zgadza się na współżycie przed ślubem, potem wspólne mieszkanie i zabawę w małżeństwo. Szuka w nim potwierdzenia swojej wartości i piękna. Zgadza się, by mężczyzna panował nad nią.. Emocjonalnie i psychicznie. Boi się, że zostanie sama do końca życia, przeraża ją samotność, dlatego rezygnuje ze swoich zasad, ideałów i wielkich marzeń. Nie mówi mu o swoich potrzebach. Marzy o rodzinie, ale gubi się w swoich pragnieniach. I już sama nie wie czego chce (podobnie jak on).A potem przy najbliższym spotkaniu z przyjaciółką narzeka na tę dzisiejszą męskość. Płacze, bo on już nie jest taki wspaniały jak na początku. Albo nagle zniknął. Dała mu wszystko, całą siebie, więc teraz niech się nie dziwi, że on szuka kolejnych atrakcji. Przecież to być mądrą – woli być stawia WYMAGAŃ (najpierw sobie)!Są też singielki, które z jękiem i żalem czekają na swojego Księcia. Wtedy zacznę żyć. Wtedy to zacznę się pięknie ubierać! Wtedy to zacznę dbać o siebie i o swoje zdrowie! Wtedy to wyrwę się ze swojego pracoholizmu. Wtedy to pójdę do kina, zjem dobrą kolację w wymarzonej restauracji, wtedy to pojadę na wakacje..„Kiedyś” – o ironio. Zbyt często dajemy się oszukać twej szatańskiej wpadają w narzekanie na brak odpowiednich się już gotowa na związek, a kiedy latami nic się nie „dzieje” zaczynasz wątpić, lamentować i sama żebrać o uwagę i okruchy bliskości. Szorty, głębokie dekolty, krótkie spódniczki. I coraz krótsze. Byle tylko.. był! Już nieważne kto. Byle tylko może to Twój przyszły mąż jeszcze nie jest gotowy na to spotkanie? Może zagubiony, topi się gdzieś w bagnie grzechu? A Ty, zamiast modlić się o jego nawrócenie, wciąż narzekasz na brak odpowiednich mężczyzn na tym łez padole? Może on potrzebuje konkretnej ofiary?(Nie zmarnuj swoich łez..)Zaczynasz ufać bardziej rzeczywistości, w której brak perspektywy na wyjście za mąż,niż Bożemu Słowu, które mówi, że„Cierpliwy do czasu dozna przykrości, ale potem radość dla niego zakwitnie..” Syr 1, 23 I Twoja wiara szybko zaczyna gasnąć, a zakochanie w Jezusie wydaje się jakąś odległą abstrakcją. Obawiasz się, że jesteś mniej wartościowa od koleżanek mężatek i przekonana, że każda zmiana zaczyna się od nas SAMYCH. Cierpliwość to piękna cecha i warto nie odrzucać tej szansy, by się w niej też cudowne, Boże kobiety, które nie radzą sobie ze samotnością, frustracją i instynktem macierzyńskim. Nie opowiadają Jezusowi o swoich pragnienia serca i bezsilności. Tracą nadzieję na zmianę. Zaczynają wątpićw samego nie deprecjonuję tutaj Twojego mam odwagi na trywialne rady z cyklu:„Jak wykorzystać dobrze czas panieństwa?”„Co zrobić, żeby znaleźć męża”?Albo:„Jak dać się znaleźć?”Też nie rozumiem, dlaczego Twoje życie układa się inaczej niż w Twoich planach, czy najświętszych natomiast Twój ból. Rozumiem to bardzo dobrze. Znam te momenty zazdrości, smutku, i poczucia zapomnienia przez Boga. Jestem z Tobą i przytulam Twoje serce.. Najmocniej jak potrafię. I modlę się za się tylko podzielić moim odkryciem, które ratuje moje życie w momentach, kiedy tęsknota i zwątpienia zdają się nie do bo mnie te pokusy też spotkałam Jezusa, odkryłam, że to On jest to proste. W pomiędzy wiedzą a doświadczeniem jest duża doświadczać. Miłości Bożej. Całym sercem. W samym środku rozpaczy, niezrozumienia i bezsilności. Na pustyni własnej wtedy moje życie zaczęło się że kobieta, która zna swoją wartość; kobieta, która wie i DOŚWIADCZA (!) że jest PIĘKNA i bezgranicznie KOCHANA, nie potrzebuje się nikomu narzucać. Nie woła głośno o uwagę, nie musi całemu światu pokazywać, jaka jest niezwykła. KOŃCZY toksyczne relacje. Zrywa z grzechem. Ale zaczyna w końcu wymagać. Pragnie dobra dla ukochanej osoby. Ale na tym pragnieniu nie kończy, DZIAŁA!Odkryłam też, że wtedy czuję się nieszanowana, kiedy na to POZWALAM!Że NIKT na tej ziemi ostatecznie nie da mi szczęścia. Nie mogę oczekiwać od mężczyzny, że da mi spełnienie. Przecież nikt nie jest ideałem. Ani miłością! Jest po prostu wystarczy, że spojrzę na siebie – genialna zachęta do Nie mogę także porzucać swoich pragnień o świętym małżeństwie! Nie mogę się poddać, nie chcę! Bo mój tata nauczył mnie walki i podążania za tym, czego chcę. No i teraz najważniejsze odkrycie..Odkryłam, że mam KIEROWAĆ wszystkie swoje pragnienia serca KU JEZUSOWI..Czy to oznacza, że mam porzucić ukochanego, jeśli tkwię w chorej relacji?Nie wiem. Nikt Ci na to pytanie nie odpowie. Słuchaj serca i może wystarczy zerwać z grzechem i rozpocząć walkę o prawdziwą miłość, a nie zadowalać się jej teraz pytanie singielki – Czy to oznacza, że mam przestać szukać męża i zamknąć się w zakonie?Jeśli czyimś powołaniem jest zakon to jak wszelkich innych „przypadkach” pytanie to wydaje się dość mocno retoryczne. Mam być otwarta na relacje, tak. Ale mam być przede wszystkim sobą. NIC na siłę. Nie mogę odrzucać swoich uczuć, emocji i pragnień serca. Nie mogę wyrzucać do kosza..tak naprawdę części siebie. Ale nie mogę też dać się porwać tym emocjom i mojej niecierpliwej Boga z całego serca, całej duszy i mocy, kocham siebie i chcę obdarzać miłością innych. Chcę być czystym darem. Mam świadomość swej wielkiej godności. Jestem tak samo wartościowa jak matka szóstki dzieci, czy żebrak na siebie Nie dam się wykorzystywać. Nie zgadzam się na przelotne znajomości, seks i wspólne mieszkanie przed ślubem, zabawy w kotka i myszkę, czy dziecinne zachowania niezdecydowanych wiecznych „chłopców”, czy podrywaczy. Jeśli ktoś szuka chwilowej przygody, zachęcam do podróży do jakiegoś gorącego kraju. Szaleństwo gwarantowane. Ja natomiast nie pozwalam, by mężczyzna panował nade mną (emocjonalnie)!Ucinam toksyczne relacje. Wyznaczam granice. Mężczyzna musi pokazać CZYNEM, a nie tylko słowem, że traktuje mnie jeśli ktoś wiecznie nie potrafi się zdecydować, nie umie dostrzec we mnie piękna i wartości, i nie pokazuje swoim zachowaniem, że kocha Boga – JEGO będę dla nikogo opcją. Ani zabawką. Ani „żoną” przed ślubem. Ani dziewczyną na jeden wieczór na imprezie. Lepiej być samemu, niż tkwić w związku bez przyszłości. Wolę NIC, niż rydz! Przecież zostałam stworzona do WIELKIEJ ja też szanuję mężczyzn. Chcę im dodawać skrzydeł, wspierać. Nie daję nikomu złudnej nadziei, nikogo nie wykorzystuję. Jestem sobą. Choć niestety w dzisiejszym świecie bycie sobą, otwartość i uśmiech nierzadko są odczytywane jednoznacznie. Postrzegamy siebie często zerojedynkowo, co jest bardzo egoistyczne. Zatraciliśmy naturalność i bardzo szybko przywiązuje się emocjonalnie, dlatego trzeba boskiej mądrości i roztropności oraz dobrej komunikacji, by się nie pogubić w relacjach. I podjąć ryzyko, wystawić swe serce na zranienie. Ale przecież w miłości nie ma lęku, no nie?John Eldridge napisał kiedyś, że„w przeżywaniu tęsknoty ból nabiera słodyczny, jeśli tylko pozwolimy mu, by ciągnął nasze serca z powrotem do domu”Wow!! Niesamowite słowa. Zachęta, by nie uciekać od swojej samotności w ramiona przypadkowego mężczyzny, ani w pracę, ani w niewiarę, czy w zwątpienie w Boże obietnice. Piękna zachęta, by WYTRWAĆ w tym tej samotności. W braku pragnieniu przeżyta (czyt. przyjęta i sensownie wykorzystana) samotność to jeden z wielkich darów jakie kobieta może wnieść w też zachęta, by opowiadać swoje serce Maryi – Tej Najpiękniejszej. To wspaniała Mama i przyjaciółka! Któż lepiej wie jak doradzić i pocieszyć niż Ta, która jest Niepokalana?Któż lepiej Cię zrozumie, niż Ta, Która zaufała, że Wielki Piątek nie jest końcem? Że Bóg jest wierny Swojemu Słowu..To zachęta, by nosić Słowo Boże w sercu, czytać głośno, ogłaszać zwycięstwo nadziei w samym środku ciemnej nocy!.. Mieć pewność, że nadejdzie poranek, że Pan ODMIENI mój los (w Jego czasie).Najświętsza PANIENKA cudownie kształtuje kobiece serca i przygotowuje na NAJLEPSZE! Ona nie potrzebowała mężczyzny do szczęścia. Ona kochała całym sercem Boga, a On obdarował Ją najcudowniejszy mężczyzną – świętym Józefem Ale była w tym wolna, czysta i tak szalenie Cię zatem byś zaczęła kierować wszystkie swoje pragnienia i tęsknoty KU MIŁOŚCI-BOGU I nie napiszę, że On w odpowiednim czasie podaruje Ci w to już nie wierzę. Zbyt często wmawia się ten mit chrześcijankom, zachęcając je tym samym do bierności, niewymagania od siebiei zrzucania odpowiedzialności na przecież to nie Bóg decyduje za kogo wyjdziesz za mąż. On może Cię zachęcać do pewnych decyzji, ale ostatecznie to TWÓJ wolny w Biblii nie jest napisane, że Bóg zsyła kobietom obalając ten mit, równocześnie wiem też, że w niektórych sytuacjach dokładnie tak jest – że Bóg dosłownie odpowiada na modlitwę i zsyła męża/żonę. Bo taki miał plan, by błogosławić miłość TYCH dwojga w ogromne wstawiennictwo Maryi – Matki Pięknej też, że Słowo Boże jest w moc wytrwałej i cierpliwej że jeśli będziesz „radowała się w Panu, On spełni pragnienia Twojego serca!” por. Ps 37, 4No właśnie – w Panu Wierzę też, że Bóg stawia na naszej drodze nieprzypadkowych ludzi. Jednak każdy jest wolny i sam decyduje z kim chce się że szczęśliwy związek nie jest wygraną na loterii, ale owocem ciężkiej pracy oraz wierności wartościom i też, że w życiu nie ma że miłość nigdy nie że wszystko ma swój że Bóg jest że dla Niego nie ma NIC niemożliwego.

książe na białym koniu